środa, 24 kwietnia 2013

Zmiany

Z zimy prosto w lato! Od 2 tygodni mamy wspaniałą stabilną "letnią" pogodę – nocą około 10, a dniem nawet do 24 kresek termometru na plusie z nieustannie rozpromienionym słońcem, które już trzykrotnie zdążyło zarumienić mi czoło:) Ostatnie dni były dla mnie bardzo intensywne, dlatego "nadruchliwy" blog poszedł w małą odstawkę, ale wcale nie zamierzam wywieszać białej flagi :) Ciągle piszę na boku (obiecane już wcześniej) coś o mięśniach, a nie jest to wcale łatwy temat, więc wymaga pieszczotliwej staranności, żeby dało się go jakoś strawić. Tymczasem zmiany nie tylko w pogodzie, ale i w treningu.

Myślę że aklimatyzacja do warunków termicznych już za mną i mogę stwierdzić, że naprawdę nie było tak źle. Miałem parę dni osłabienia, ale jestem zadowolony że nie musiałem z tego powodu opuścić żadnego treningu. Samo bieganie w tych warunkach dostarcza niezmiernie dużo radości, głównie przez kontakt z budzącą się na nowo naturą. W wiosennych promieniach słonecznych za miastem, aż słychać jak rośnie trawa. Gdyby nie trening, na pewno nie dostrzegał bym tak dokładnie tego co dzieje się za oknem - w końcu spędzam większość dni tygodnia w centrum Wrocławia. Szkoda było by nie czerpać radości z długo wyczekiwanej wiosny. Odezwało się niestety moje biodro.. Bóle stawu krzyżowo-biodrowego rzutujące na okolice kulszowo-krętarzowo-pachwinowo-miedniczną wróciły razem z bocianami.. Da się z tym żyć, ale muszę jak najszybciej skorzystać z pomocy terapeuty manualnego.
Wracając do treningu warto zrelacjonować 760 tegorocznych kilometrów, którymi dotarłem do Mistrzostw Polski Uczelni Medycznych, które odbyły się w miniony weekend w Bydgoskiej Dolinie Śmierci.
Przygotowania rozpocząłem na 100 dni przed planowanym startem, a moimi trenerami byli tym razem na spółkę mój leń z moją ambicją. Uważam, że przy mojej dyspozycyjności czasowej przygotowałem się optymalnie do tych zawodów, co dla takiego teoretyka jak ja jest sporym sukcesem. Optimum oznacza dla mnie przebiegnięcie 3,5 km w tempie około 3`20`'/km co dało mi moje "ulubione" 4 miejsce. Bieg zwyciężył zawodnik z Norwegii studiujący aktualnie w Polsce - właściwie bronił on swojego tytułu z przed 2 lat. Za nim uplasował się zawodnik, którego dyscypliną koronną jest narciarstwo biegowe, a zdobywcą medalu brązowego był zdecydowanie najbardziej doświadczony i utytułowany zawodnik w całej stawce: Mateusz Maik. Ja wpadłem na metę tuż za podium ale nie sam, bo wspólnie z Krzysztofem Janikiem. Stoczony z reprezentantem wspólnej ekipy "Bratobójczy pojedynek" do ostatniego metra trasy nie był w stanie jednoznacznie wykazać kto wbiegł na metę pierwszy. Kolejność zawodników musiała być uwzględniona w protokole zawodów subiektywnym sędziowskim werdyktem. Krzysiek pobiegł znacznie odważniej ode mnie i myślę że na linii startu miał także większą wiarę we własne możliwości niż ja. Za nami przybiegł Łukasz Kotyla reprezentujący Łódź i kolejny nasz reprezentant Artur Herman. Równie dobrze spisała się nasza drużyna kobiet i w klasyfikacji drużynowej zarówno one jak i my zajęliśmy II miejsca.
fot. Karolina Dąbrowska.
W przygotowaniach zafascynowało mnie to, jak mój organizm etapami adaptował się do wysiłku. W marcu zauważyłem, że moje nogi wysmukliły się i obrys głowy przyśrodkowej mięśnia czworogłowego bardziej się wyeksponował. Najprawdopodobniej podniosło się napięcie spoczynkowe mięśni i nieco zubożała warstwa tkanki tłuszczowej, co iluzorycznie zmniejszyło wymiary obwodów. Parę tygodni później zaczęły mi dokuczać zaburzenia ortostatyczne, ale po około 3 tygodniach ustały i tętno spoczynkowe unormowało się w okolicach 42 uderzeń/minutę. Zawroty głowy mogły być efektem oddawania krwi, ale równie dobrze mogły świadczyć o niewspółmiernie wyższym wytrenowaniu centralnego układu krwionośnego wobec obwodowego. Największą trudnością w treningu było dla mnie pokonanie granicy tętna na wysokości 182u/min. Z doświadczenia wiem, że do tej pory na takim dystansie osiągałem na zawodach puls przekraczający 190u/min i intuicja podpowiadała mi, że powinienem przypomnieć swojemu ciału jak wygląda praca na takich obrotach. Siliłem się na długich i krótkich odcinkach żeby choć dotknąć 190u/min, ale nie dałem rady. Czy to możliwe żeby moje serce o tyle się "postarzało" od poprzedniego roku, czy może mam za słabe mięśnie żeby tak się zmęczyć. Ciężko powiedzieć.
Teraz zostały mi przygotowania do mojego wymarzonego ultra-długiego biegu. W związku z powyższym planuję poprawić nieco swoje możliwości siłowe, ponieważ docelowo będziemy podbijać góry. Najważniejsze jest dla mnie żeby wytrwać w zdrowiu do dnia startu. Dlatego muszę popracować nad rozwojem ogólnym poprzez poprawę jakości stabilizacji centralnej, techniki biegu, siłą i wytrzymałością mięśni nie angażowanych bezpośrednio w biegu i poświęcić oczywiście więcej czasu na stretching mięśni angażowanych w bieg. Myślę że uda mi się też zrobić ze 2-3 długie spokojne wybiegania na których wypróbowałbym różne sposoby odżywiania w czasie biegu. Dobrze było by też poćwiczyć posługiwanie się kijkami, żeby móc się czymś wspomóc na podbiegach nie robiąc nikomu z tego powodu krzywdy:)
Cieszę się bardzo na to wszystko:) Takie przygotowania będą świetną odskocznią od nauki przed sesją, której jest całkiem sporo. Nie wiem czy nie więcej nawet niż kilometrów na Rzeźniku. Damy rade !

2 komentarze:

  1. Gratulacje i powodzenia w przygotowaniach do Rzeźnika :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomku jesteśmy z ciebie bardzo dumne cieplutko pozdrawiamy twoje oddane wielbicielki ;) Ania i ciocia Krysia i ciocia Renia też sie dopisuje xd ;)

    OdpowiedzUsuń

Aby komentować użyj profilu "Nazwa/adres URL" wpisując swój nick, lub zaloguj się do swojego konta odpowiedniej aplikacji.