Z zimy prosto w lato! Od 2 tygodni mamy
wspaniałą stabilną "letnią" pogodę – nocą około
10, a dniem nawet do 24 kresek termometru na plusie z nieustannie
rozpromienionym słońcem, które już trzykrotnie zdążyło
zarumienić mi czoło:) Ostatnie dni były dla mnie bardzo intensywne,
dlatego "nadruchliwy" blog poszedł w małą odstawkę, ale wcale nie
zamierzam wywieszać białej flagi :) Ciągle piszę na boku (obiecane
już wcześniej) coś o mięśniach, a nie jest to wcale łatwy
temat, więc wymaga pieszczotliwej staranności, żeby dało się go
jakoś strawić. Tymczasem zmiany nie tylko w pogodzie, ale i w
treningu.
Myślę że aklimatyzacja do warunków termicznych już za mną i mogę stwierdzić, że naprawdę nie było tak źle. Miałem parę dni osłabienia, ale jestem zadowolony że nie musiałem z tego powodu opuścić żadnego treningu. Samo bieganie w tych warunkach dostarcza niezmiernie dużo radości, głównie przez kontakt z budzącą się na nowo naturą. W wiosennych promieniach słonecznych za miastem, aż słychać jak rośnie trawa. Gdyby nie trening, na pewno nie dostrzegał bym tak dokładnie tego co dzieje się za oknem - w końcu spędzam większość dni tygodnia w centrum Wrocławia. Szkoda było by nie czerpać radości z długo wyczekiwanej wiosny. Odezwało się niestety moje biodro.. Bóle stawu krzyżowo-biodrowego rzutujące na okolice kulszowo-krętarzowo-pachwinowo-miedniczną wróciły razem z bocianami.. Da się z tym żyć, ale muszę jak najszybciej skorzystać z pomocy terapeuty manualnego.
Myślę że aklimatyzacja do warunków termicznych już za mną i mogę stwierdzić, że naprawdę nie było tak źle. Miałem parę dni osłabienia, ale jestem zadowolony że nie musiałem z tego powodu opuścić żadnego treningu. Samo bieganie w tych warunkach dostarcza niezmiernie dużo radości, głównie przez kontakt z budzącą się na nowo naturą. W wiosennych promieniach słonecznych za miastem, aż słychać jak rośnie trawa. Gdyby nie trening, na pewno nie dostrzegał bym tak dokładnie tego co dzieje się za oknem - w końcu spędzam większość dni tygodnia w centrum Wrocławia. Szkoda było by nie czerpać radości z długo wyczekiwanej wiosny. Odezwało się niestety moje biodro.. Bóle stawu krzyżowo-biodrowego rzutujące na okolice kulszowo-krętarzowo-pachwinowo-miedniczną wróciły razem z bocianami.. Da się z tym żyć, ale muszę jak najszybciej skorzystać z pomocy terapeuty manualnego.
Wracając do treningu warto
zrelacjonować 760 tegorocznych kilometrów, którymi dotarłem do
Mistrzostw Polski Uczelni Medycznych, które odbyły się w miniony
weekend w Bydgoskiej Dolinie Śmierci.
Przygotowania rozpocząłem na 100 dni
przed planowanym startem, a moimi trenerami byli tym razem na spółkę
mój leń z moją ambicją. Uważam, że przy mojej dyspozycyjności
czasowej przygotowałem się optymalnie do tych zawodów, co dla
takiego teoretyka jak ja jest sporym sukcesem. Optimum oznacza dla
mnie przebiegnięcie 3,5 km w tempie około 3`20`'/km co dało mi
moje "ulubione" 4 miejsce. Bieg zwyciężył zawodnik z
Norwegii studiujący aktualnie w Polsce - właściwie bronił on
swojego tytułu z przed 2 lat. Za nim uplasował się zawodnik,
którego dyscypliną koronną jest narciarstwo biegowe, a zdobywcą
medalu brązowego był zdecydowanie najbardziej doświadczony i
utytułowany zawodnik w całej stawce: Mateusz Maik. Ja wpadłem na
metę tuż za podium ale nie sam, bo wspólnie z Krzysztofem Janikiem. Stoczony z reprezentantem wspólnej ekipy "Bratobójczy pojedynek" do ostatniego metra trasy nie był w
stanie jednoznacznie wykazać kto wbiegł na metę pierwszy.
Kolejność zawodników musiała być uwzględniona w protokole
zawodów subiektywnym sędziowskim werdyktem. Krzysiek pobiegł
znacznie odważniej ode mnie i myślę że na linii startu miał także
większą wiarę we własne możliwości niż ja. Za nami przybiegł
Łukasz Kotyla reprezentujący Łódź i kolejny nasz reprezentant Artur
Herman. Równie dobrze spisała się nasza drużyna kobiet i w
klasyfikacji drużynowej zarówno one jak i my zajęliśmy II miejsca.
fot. Karolina Dąbrowska.
W przygotowaniach zafascynowało mnie
to, jak mój organizm etapami adaptował się do wysiłku. W marcu
zauważyłem, że moje nogi wysmukliły się i obrys głowy
przyśrodkowej mięśnia czworogłowego bardziej się wyeksponował.
Najprawdopodobniej podniosło się napięcie spoczynkowe mięśni i
nieco zubożała warstwa tkanki tłuszczowej, co iluzorycznie
zmniejszyło wymiary obwodów. Parę tygodni później zaczęły mi
dokuczać zaburzenia ortostatyczne, ale po około 3 tygodniach ustały i tętno spoczynkowe unormowało się w okolicach 42 uderzeń/minutę.
Zawroty głowy mogły być efektem oddawania krwi, ale równie dobrze
mogły świadczyć o niewspółmiernie wyższym wytrenowaniu
centralnego układu krwionośnego wobec obwodowego. Największą
trudnością w treningu było dla mnie pokonanie granicy tętna na
wysokości 182u/min. Z doświadczenia wiem, że do tej pory na takim dystansie osiągałem na zawodach puls przekraczający 190u/min i intuicja
podpowiadała mi, że powinienem przypomnieć swojemu ciału jak
wygląda praca na takich obrotach. Siliłem się na długich i
krótkich odcinkach żeby choć dotknąć 190u/min, ale nie dałem
rady. Czy to możliwe żeby moje serce o tyle się "postarzało"
od poprzedniego roku, czy może mam za słabe mięśnie żeby tak się
zmęczyć. Ciężko powiedzieć.
Teraz zostały mi przygotowania do
mojego wymarzonego ultra-długiego biegu. W związku z powyższym
planuję poprawić nieco swoje możliwości siłowe, ponieważ
docelowo będziemy podbijać góry. Najważniejsze jest dla mnie żeby
wytrwać w zdrowiu do dnia startu. Dlatego muszę popracować nad rozwojem ogólnym poprzez poprawę jakości stabilizacji centralnej, techniki biegu, siłą i wytrzymałością mięśni nie angażowanych bezpośrednio w biegu i poświęcić oczywiście więcej czasu na stretching mięśni angażowanych w bieg. Myślę że uda mi się też zrobić ze 2-3 długie spokojne wybiegania na których wypróbowałbym różne sposoby odżywiania w czasie biegu. Dobrze było by też poćwiczyć posługiwanie się kijkami, żeby móc się czymś wspomóc na podbiegach nie robiąc nikomu z tego powodu krzywdy:)
Cieszę się bardzo na to wszystko:) Takie przygotowania będą świetną odskocznią od nauki przed sesją, której jest całkiem sporo. Nie wiem czy nie więcej nawet niż kilometrów na Rzeźniku. Damy rade !
Gratulacje i powodzenia w przygotowaniach do Rzeźnika :)
OdpowiedzUsuńTomku jesteśmy z ciebie bardzo dumne cieplutko pozdrawiamy twoje oddane wielbicielki ;) Ania i ciocia Krysia i ciocia Renia też sie dopisuje xd ;)
OdpowiedzUsuń